niedziela, 24 lutego 2013

One Shot: Z miłości do Taemina

Tytuł: Z miłości do Taemina
Bohaterowie: Porywacze (imiona nieokreślone), Minho, Taemin. 
Krótki opis: Minho - uwięziony chłopak, który czeka na wolność. W tym samym czasie poznaje miłość swojego życia - Taemina (resztę dowiecie się czytając). 
Ilość wyrazów: 1 114.
Pisane przez: 135 minut. 
Dodatkowe: * - jest to piosenka tylko i wyłącznie moja, samodzielnie ją napisałam, więc proszę nie kopiować! ;)
To jest mój pierwszy one shot, wyrozumiałości proszę ^^.

Miłego czytania!


To miały być miłe wspomnienia, okazało się jednak inaczej.
Pamiętam skrzynię, brutalne pocałunki i gwałt za dnia, kilka razy ból – noc i dzień, dzień i noc, niezliczenie wiele godzin i sekund. Odliczałem minuty, sekundy… najdrobniejsze chwile do końca koszmaru.
Ile mi zostało? Pytałem się siebie samego, mając nadzieję, że jakiś wewnętrzy głos odpowie mi. Na marne, wszystko chowało się w czarnych barwach. Czułem się jak wrak człowieka, sponiewierany, zraniony i obdarty ze wszelkich pozytywnych uczuć.
Gdzie moja duma? Gdzie jest to światło, które wyprowadzi mnie na powierzchnię? Uciekło. Straciłem nadzieję po wielu dniach. Nie wiedziałem gdzie jestem, czarna, obskurna klitka, w której mnie trzymano niczego nie wyjaśniała. Mogłem być wszędzie.
Pomocy, pomocy, pomocy… Słyszałem kroki, zacząłem wołać – stało się. Wszedł porywacz z dwoma kompanami. Wiedziałem co się szykuje, lecz nie uciekałem. Bo nie miałem jak, bo nadzieja na lepsze jutro odeszła, chociaż nadal odliczałem sekundy. Poczułem ból, zaczerwieniony policzek piekł niemiłosiernie, a ja nie mogłem się ruszyć. Drugie uderzenie, większy ból rozsadzający moje ciało niebezpiecznie. Wyszedł jeden, potem drugi, trzeci został. Wziął liny i związał mnie.
Nie walczyłem. Nie miałem o co, a co gorsza, o kogo. O siebie nie potrafię, myślałem wiele razy, że ktoś z zewnątrz skazał mnie na nieludzkie cierpienia.  Nie byłem gotowy na takie ciosy, ciosy w moją duszę. Poniżony skuliłem się na małym posłaniu. Chciałem uciec od zła.
Czekałem. Ile sekund? Ile minut? Ile chwil? Ile godzin? Ile dni? Ile tygodni? Ile miesięcy? Ile czasu?
Czekałem. Czy odnajdę szczęście? Czy ktoś znajdzie mnie? Czy szukają mnie?
Chcę światła, tej jedynej drogi do zbawienia.

Kroki, ciche chrząkanie, szept. Odsetkami sił wstając z niewygodnej pryczy, cały poobijany podszedłem do drzwi. Pojawiła się nadzieja. Oddech mimowolnie przyspieszył. Usłyszałem ciche skrzypienie, drzwi otworzyły się z rozmachem, uderzając mocno w ścianę. Podskoczyłem szybko i odsunąłem się z powrotem na posłanie. Połknąłem ślinę i spojrzałem na osobnika lekko przestraszony.
Ból, znajomy i tak charakterystyczny. Twarz odskoczyła mi na bok. Zaczerpnąłem powietrza i powstrzymywałem łzy. Szarpnął mnie za rękę, tym samym odwracając moją osobę do niego. Zdenerwowany zaczął rozbierać mnie, a ja nic nie robiłem. Byłem wykończony, spragniony jedzenia i wody, spragniony snu. Byleby nie powracać do koszmaru. Poczułem ból, mocniejszy niż wszystkie inne.
Wszedł we mnie. Gwałcił, a mój honor ulatywał na nieznane mi lądy. Nabierałem spazmatycznie do ust powietrza, zacisnąłem powieki mocno. Pragnę by przestał, lecz on nadal robił swoje. Czy sprawiało mu to przyjemność? Zdecydowanie tak, słyszałem ciche i nieco głośniejsze pojękiwania. Ruszał się szybko i mocno, powoli przyzwyczajałem się do nieprzyjemnego uczucia. Przyspieszony oddech na mojej szyi nieznanego mi mężczyzny, rozwiewał wszelką niepewność.
„Ta dziwka mi zapłaci, jeszcze ją dopadnę…”, wyjęczał podniecony chłopak. Z moich ust wydobyły się dźwięki zadowolenia, co jeszcze pogorszyło sytuację, w której się znajdywałem. Przyspieszył, ku mojemu zdziwieniu, zaczęło mi doskwierać uczucie podniecenia. Otworzyłem oczy i zauważyłem te oczy. Oczy, które długo zapadną mi w pamięć.
„Jazda bez trzymanki, wyścig z czasem”, wyszeptał mi na ucho, poruszając się nieco wolniej i delikatniej, o ile było to możliwe. Spojrzałem na jego twarz, usta idealnie ‘wykrojone’, niebiańskie oczy i ta  mina – błoga i rozkosznie zadowolona, niezaprzeczalnie. Poczułem oddech na swoim karku, gdy na chwilę zamknąłem oczy.
Tworzyliśmy jedność. Tym razem zadowoleni, obydwoje.
Wyszedł i zostawił, szepcząc pod nosem, jakby do mnie „Taemin, pamiętaj”.

Usłyszałem śpiew, tam do góry. Melodia odbijała się echem w średniej wielkości klitce, docierając do moich spragnionych uszu muzyki. Przymknąłem oczy, oddając się brzmieniu.

A teraz więziony, zmień swoje życie
Poszukiwany przez milion rytmów na raz
Zaczerpnij powietrza, maskując swój wzrok w ciemności
Uczucie samotności gniewa Pana, w którego wierzysz

Spazmatyczne branie powietrza zdarzało mi się coraz częściej. Czułem się wolny jednocześnie odliczając sekundy, godziny.

Ile jeszcze bólu zniesiesz?
Czas nieustannie biegnie w inną stronę
Zmień uczucia w grzech, spróbuj podnieść się
Wdrap się na wielki szczyt, wiedząc, że jestem tam ja

Szybsze bicie serca. Słowa melodii szumiące mi w głowie, przechwytywane myśli wokalisty rozbudziły moje serce do szybszego biegu.

Serce bije, jakby miało swój własny maraton
Twoje lustrzane odbicie obumiera jak kwiat, gdy potrzebuje wody
Więziony, pochłoń całe me myśli, spal wszystkie stare mosty

Łzy zaczęły toczyć się po moich bladych, ale nieco posiniaczonych policzkach. Miałem ochotę zabić wszystkich, którzy skrzywdzili mnie niewyobrażalnie mocno.

Ile jeszcze bólu zniesiesz?
Czas nieustannie biegnie w inną stronę
Zmień uczucia w grzech, spróbuj podnieść się
Wdrap się na wielki szczyt, wiedząc, że jestem tam ja

Łapanie powietrza, szybsze bicie serca skłaniało mnie do podjęcia słusznej decyzji. Nie dam się.

Wybiła północ, ile drogi przed sobą masz?
Skocz, niech cały świat dowie się ile wart jesteś
Przed tobą marzenia, bądź jak ptak, uwolnij się
Patrz w moje oczy, one prawdę mówią
Znajdziesz w końcu swoją drogę, tylko spójrz…*

Padam na podłogę, próbuję podnieść swoją dumę, włożyć w to trochę uczucia. Przymykam oczy i chwytam się niemożliwego. Próbuję zwalczyć zło. Zacząć być wolnym, niczym ptak. Tak jak w piosence, próbując wzlecieć i patrzeć na wszystko z góry.
Ja chcę. Pragnę wolności, miłości i głosu.

*

„Nigdy nie dowiesz się kiedy mówię prawdę”, usłyszałem w jednym momencie szept tuż koło ucha. Wziąłem głęboki oddech, czując oddech na szyi. Usłyszałem melodię, dobrze mi znaną, nucił mi ją prosto do ucha. Wiedział kim jestem, jak mogę się czuć – znał mnie, odkrywał podczas śpiewanych przez niego piosenek. Prosto z serca. Było mi łatwiej, wiedząc, że mam koło siebie kogoś, kto wczuwał się w sytuację jaka gościła w tym pomieszczeniu, w moim sercu… całym mnie. Dreszcze wywołane przez jego dotyk, rozpalały mnie od środka, czując napływ ciepła. Mimowolnie wtuliłem się w ciało chłopaka i już po chwili, poczułem niespotykane uczucie, którego… nie umiałem opisać, było tak charakterystyczne, iż wydawało się, że niedostępne. Nieosiągalne, ale prawdziwe. Wprawdzie nie mogłem oczekiwać, choć namiastki czułości, trafiło mnie szczęście, niewyobrażalnie wielkie.
Pomocy, pomocy… wpadłem w sidła. Nieodwracalnie.

*

Minęło trzysta sześćdziesiąt godzin, wyszedłem na wolność.
Wolność, wolność, wolność – jedno słowo szumiało beztrosko w mojej głowie. Byłem odziany w miłość, która uszczęśliwiła mnie przez ostatnie godziny, które spędziłem w nieprzyjemnym pomieszczeniu. Upragnione świeże powietrze, kojący śpiew ptaków, delikatny powiew wiatru… i światło, które wskaże mi drogę.
Minęło trzydzieści sekund od wyjścia. Usłyszałem skrzypienie drzwi, odwróciłem się przodem do ludzi, którzy wyrządzili wiele krzywd mej osobie.
Taemin stał na przodzie. Serce stanęło mi, gdy zauważyłem w jego dłoni broń, wykierowaną wprost na mnie. Spojrzałem prosto w jego oczy, wydawały się takie… puste, niemal nieobecne. 
Strzał – jeden, drugi i trzeci.
Kule przebiły moje ciało bez większych kłopotów, a ja poczułem ból. Ból prosto w serce. Spojrzałem na miłość mojego życia, padając na kolana.
Umierałem, chwilę potem widziałem tylko ciemność. Pustkę i nadal niepokojący ból. Cierpienie po zdradzie.
„W imię miłości, giń!”, były to ostatnie słowa jakie zdążyłem wyłapać przed swoją śmiercią. 

Jestem Choi Minho i właśnie zostałem zabity z miłości.
Z miłości do Taemina.